czwartek, 21 lutego 2013

Górny pstrągowy San - początek sezonu i pierwsza miejscówka

Dla mnie początek sezonu to luty i zazwyczaj z pierwszym dniem tego miesiąca staram się być nad wodą. Nie zawsze 1 lutego bo jeżeli ten dzień wypada w sobotę lub niedzielę to wyprawę odkładam na poniedziałek. Na Sanie panuje ogromna presja i w takie wolne dni woda wygląda jakby wylądowało na niej stado kormoranów. Wystarczy stanąć na moście w Lesku i spojrzeć w górę rzeki, co kawałek korbiarz – tak nazywają spinningistów muszkarze, i oczywiście ci drudzy pieszczotliwie nazywani przez tych pierwszych – muchołapy również są.

Pisząc o łowieniu ciężko jest pominąć pogodę. Choć osobiście uważam, że do łowienia nie ma złej pogody to jednak nie sposób bez jej sprawdzenia organizować wypad na pstrąga. Bo kto o zdrowych zmysłach będzie wybierał się na ryby przy 20 stopniowym mrozie. Nie dość, że zimno to jeszcze rybom wyciągniętym z wody momentalnie zamarzają skrzela, co niestety kończy się ich śmiercią.
Moja ulubiona pogoda to umiarkowany wyż – nie jestem meteorologiem i może takiego czegoś nie ma ale dla mnie taka pogoda to: bardzo zimna noc i poranek, słoneczne i ciepłe południe. W nocy czasem jest -20 ale w południe do słońca kilka stopni na plusie. Oczywiście inne ciepłe dni też są fajne tylko, że może wiązać się to z topnieniem śniegu i pośniegową zimną wodą.
San nie jest typową rzeką, na jego drodze są dwie zapory ta w Solinie i ta w Myczkowcach. Solina to ogromny zbiornik wody i dzięki temu woda w Sanie latem jest zimna, a zimą ciepła. Jeżeli ktoś ma chęć łowić latem na górnym Sanie w kąpielówkach i trampkach to odradzam. Zimą wiec zazwyczaj woda jest dość ciepła – oczywiście jak na zimę. Rzeka w górze prawie nigdy nie zamarza. W bardzo zimne dni widać jak przy dnie zbiera się galareta. Woda próbuje zamarznąć od spodu ale silny nurt nie pozwala. Łowić wtedy się nie da ale widok ciekawy.

Jak już uda się trafić na pogodę i wybiorę się na wodę to łowienie zazwyczaj rozpoczynam u ujścia Hoczewki. Rzeczka ta ma ogromne znaczenie przy wybieraniu miejsca ale o tym dalej bo znów zamiast o łowieniu będę pisał o pogodzie. Ujście Hoczewki to koniec odcinka specjalnego i tu już można spinningować. Na dodatek jest to jedno z lepszych miejsc, bo do Sanu wpada inna rzeka i powyżej już prawie nikt nie łowi. Na odcinku specjalnym są inne ciekawsze miejsca. Jak łowię to pewnie ze dwa razy widziałem wędkarzy tuż powyżej tego ujścia i to chyba takich nieświadomych, że już jest odcinek specjalny.

Rzeka każdy wie zmienia się co roku, górska może nie tak szybko jak nizinna, gdzie kosy i przykosy kroczą w dół z każdą sekundą. Niemniej i tu zmiany zachodzą. Piękna rynna namierzona rok wcześniej może już nie być tak piękna.
Każdy jednak chyba wie, że  jak łączą się dwie rzeki to coś na dnie musi się dziać. I tak właśnie jest z tym odcinkiem. A jeszcze jedną ważną rzecz muszę napisać na początku. W odróżnieniu od innych, znanych mi rzek, na Sanie w jednej szerokości może być kilka ciekawych rynien i świetnych miejscówek. Ale tego nie da się opisać trzeba je "przedeptać". Zaczynamy więc od Hoczewki – jest to bardzo oblegane miejsce ale i rybne często gdzie indziej nie ma brań, a tu są. Z pewnością każdy kto tam się zjawi będzie z daleka widział gdzie najlepiej łowić, bo najlepiej tam gdzie wszyscy łowią.
W tym roku (2013) 1 luty wypadł w piątek, pogoda nawet dopisała. Wprawdzie nie była to moja ulubiona wyżówka ale było powyżej 0 i nie na tyle ciepło by śniegi puściły. Niestety mój budzik zawiódł i na wodę dotarliśmy dość późno. Hoczewka – tak będę nazywał ten odcinek była już zajęta. Wybraliśmy się – piszę w liczbie mnogiej bo na ryby prawie zawsze wybieramy się w kilka osób bo nad rzekę mamy ponad 60 km, ot względy ekonomiczne. Wybraliśmy się wiec w kilka innych miejsc, o nich też napiszę ale nie teraz. Nigdzie jednak nie mieliśmy kontaktu z rybą i po kilku godzinach, postanowiliśmy jeszcze raz zajrzeć na ujście. Na wodzie było już tylko trzech wędkarzy i na dodatek łowiących bardzo blisko siebie więc i dla nas zostało trochę miejsca. Po kilku rzutach miałem na kiju wymiarowego pstrąga. Obserwowałem łowiących kilkanaście metrów poniżej. W ciągu godziny złowili po kilka pstrągów. Jeden łowił na woblera, drugi na gumkę. Swojego pstrąga złowiłem na woblera Stick 4,5 w kolorze NB firmy Dorado. Zmieniłem przynętę na małą białą gumę i miałem jeszcze branie, niestety ryba spadła po chwili z haka. Więcej nic, tego dnia nic nie złowiłem. Zagadnięci wędkarze opowiedzieli jak to ryby w południe słabo brały, bo do południa łowili o wiele lepiej – tak słabo pomyślałem, a przy mnie w ciągu godziny mieli po kilka.

Przypomniałem sobie jeden z wyjazdów sprzed roku. Oczywiście jak zazwyczaj zaczęliśmy od Hoczewki. Byliśmy wtedy we czterech, tym mój syn. Rozstawiliśmy się co kilkanaście metrów tak by nie przeszkadzać sobie wzajemnie. A ja z synem mniej wygodnie razem. Nikt nic nie łowił i oczywiście jak w takich przypadkach bywa zaczyna się przerzucanie pudełek z woblerami – kilka rzutów daną przynętą i kolejna, znów kilka kilkanaście rzutów i następny wobler i tak aż nie trafi się na tą odpowiadającą rybom. Często na Sanie jest tak, że jakiś kolor, jakiś sposób prowadzenie przynęty rybom odpowiada. Raz będzie to pomarańczowy innym razem imitacja pstrąga, czasem biały ale najczęściej brązowy. Moje ulubione pstrągowe przynęty to Dorado Stick 4,5 w kolorze NB, Classic 4, Invader 4. Pewnie dlatego, że ich producentem jest mój przyjaciel Darek Małysz.  Czasem łowię też na Siek-M nazw jednak nie pamiętam, idę do sklepu i pokazuję o ten będzie dobry. Kiedy już przerzuciłem wszystkie pudełka z woblerami, a mam jeszcze kilka modeli własnej roboty to wziąłem się za małe pudełeczko z gumami. Nie za bardzo lubię łowić pstrągi na gumy bo takie to nudne o rzucasz i czekasz aż guma spłynie, a często nawet nie spłynie bo złapie zaczep i po gumie. Niestety pstrągi o tym nie wiedzą i czasem jak tego dnia świetnie na nie biorą. Tak właśnie było założyłem białą gumę i w 6 rzutach miałem 4 brania i jednego ładnego czterdziestaka. Tajemnica jednak tkwiła nie tylko w samej gumie ale również w jej prowadzeniu. Przynęta musiała toczyć się po dnie. Jak rzuciłem zbyt z prądem to nie zdążyła opaść do dna, jak zbyt w górę to lądowała w zaczepie i po gumie. Tak też straciłem jedną gumę, założyłem następną, a właściwie ostatnią i znów udało się dobrze rzucić i branie. Wyciągnąłem następnego pstrąga i oddałem wędkę wraz z przynętą synowi, który do tej pory, podobnie jak inni nie miał brania. Wykonał kilkanaście rzutów i nic, oddał mi wędkę, a ja znów rzut i branie. Dałem ją ponownie synowi, który po kilku rzutach bez brań w końcu trafił na zaczep i tak urwał naszą ostatnią białą gumę. Tego dnia już więcej w tym miejscu nic nie złowiliśmy. Wprawdzie potem każdy miał pstrąga na kiju, nawet mój syn ale już na innej miejscówce.

Hoczewka to świetne miejsce, niestety często zajęte ale jeżeli nawet z rana przewinie się tam kilka osób to zawsze warto wrócić tam w południe. Na granicy rzek biorą większe pstrągi, a poniżej na płytszej wodzie maluchy. Miejsce to ma jeszcze jedną zaletę. Bywa tak, że dopływem idzie brudna woda, a korytem Sanu czysta. Na granicy stoją pstrągi i nieźle biorą. Z tą różnicą, że przy czystej wodzie można łowić od strony drogi, a przy brudzącej Hoczewce najlepiej przedostać się na drugą stronę rynny i łowić ściągając z brudnej wody na czystą. Jedyny problem to przedostać się na drugą stronę bo jak woda podniesiona to nie jest to takie łatwe. Miejsce to sprawdza się cały sezon ale ja wybieram je głównie początkiem sezonu bo niestety zazwyczaj jest tam ciasno.
Jadąc samochodem zaparkować można kilkadziesiąt metrów poniżej na parkingu i tam jest też kolejna miejscówka.
   






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz