poniedziałek, 25 lutego 2013

Górny pstrągowy San – Łączki

Łączki to miejscowość przy Pętli Bieszczadzkiej. Jadąc z Leska w stronę Baligrodu, mijamy most w Huzelah, potem droga biegnie wzdłuż rzeki, a kiedy zaczyna się od niej oddalać na samym skręcie drogi w prawo mamy gruntową dróżkę w lewo. Kiedy zjedziemy, tą utwardzoną klińcem drogą na sam dół do samej rzeki mamy plac na zaparkowanie samochodu – można by powiedzieć kolejny parking. Kiedy ze znajomymi wybieramy miejsce łowienia i padnie hasło Łączki to każdy wie, że chodzi o ten parking, a właściwie ten odcinek rzeki powyżej i kawałek niżej tego parkingu. Jest to chyba najbardziej znane miejsce na Sanie, a przez to i bardzo oblegane. Nie bez powodu bo sporo tu ciekawych miejsc no i ryb tu sporo. Często słyszę jak inni wędkarze mówią o tym miejscu banie, dla mnie i moich znajomych wystarczy hasło Łączki by wiedzieć gdzie pojedziemy.

W przypadku tego odcinka powiedzeni miejscówka będzie trochę niedopowiedziane, bo jest tu kilkaset metrów dobrej wody z przelewami, głazami rynnami. Nie znam na Sanie drugiego tak urozmaiconego dna. Lubię tu łowić przy niskiej i czystej wodzie. Bywa jednak, że Hoczewka po deszczach lub wiosennych roztopach brudzi rzekę – jak wcześniej opisywałem – do połowy. Najlepiej wtedy dotrzeć do krawędzi czystej i brudnej wody lub przedostać się na drugi brzeg. Jest to jednak dość trudne bo nawet znającym dobrze dno trafiają się wpadki, a właściwie wpadnięcia do wody. Śliskie kamienie ,niepozorne przelewy, które potrafią podciąć nogi, momentalnie wymywany spod nóg piasek to wszystko wymusza na brodzącym dużego skupienia i nie tylko przy brudnej wodzie ale również jak jest czysta i niska.  Pamiętam sytuację sprzed kliku lat kiedy to mój znajomy bardzo dobry wędkarz, znający San jak mało kto właśnie na Łączkach zaliczył kąpiel. Sytuacja dość groteskowa tyle co kupił sobie nowy kapelusz i był strasznie zadowolony, że słońce nie będzie świecić mu w oczy. Łowił kilkadziesiąt metrów powyżej mnie, i mimo że stał na środku rzeki to wodę miał zaledwie do kolan. Obejrzałem się w jego stronę by zobaczyć jak mu idzie. Zrobił krok do przodu i nagle na wodzie widziałem sam kapelusz. Jak stał wpadł do dołka głębokiego na przynajmniej 1,7 metra bo tyle gdzieś ma wzrostu. Kapelusz przypłynął do mnie, a on wyszedł na kolejny głaz. Wpadnięcie do wody, nawet płytkiej w spodniobutach może skończyć się źle. Uwięzione w środku powietrze może zadziałać jak koło ratunkowe z tą różnicą, że to nogi będą "ratowane", tak wypychanymi do góry nogami nie można się podeprzeć, a wtedy głowa idzie do dna. Zazwyczaj woda znosi takiego pływaka na płytsze miejsce i wtedy bez problemu może się wydostać.

Wróćmy do samej miejscówki. Pamiętacie jak przy opisie poprzedniej – parking – napomknąłem, że przy zejściu do wody w dole widać zakręt. Od ujścia Hoczewki jest to pierwszy zakręt na Sanie. Tuż powyżej niego przy prawym brzegu znajduje się poprzerywana wyspa. Kiedy więc z obecnego miejsca pozostawienia samochodu udamy się w górę rzeki dojdziemy powyżej zakrętu będziemy mieli przed sobą niepozorną wodę, a małej wyspy pod drugiej stronie rzeki nawet nie dostrzeżemy. Wchodzimy do rzeki i obławiamy wszystko przed sobą. Miejsce choć nie pozorne może obdarzyć nas ładną rybą. Sama wysepka po drugiej stronie może okazać się również ciekawa. Ja jednak najczęściej w tym miejscu przedostaję się na drugą stronę rzeki by spokojnie schodzić w dół i obławiać ten mniej uczęszczany i bardziej niedostępny brzeg. Zwłaszcza na początku sezonu kiedy to jeszcze pstrągi są na głębszej i spokojniejszej wodzie.
Przejście w tym miejscu może okazać się niełatwe bo woda mimo, że nie wygląda groźnie, a na dnie nie ma niespodzianek w postaci skał i dołków to jednak nurt w tym miejscu jest dość silny, momentalnie wymywa żwir spod nóg i porywa.

Na samym zakręcie jest dość głęboka woda. Wygląda ona niepozornie ale na dnie jest sporo kryjówek gdzie czają się pstrągi i atakują przepływające przynęty. Jakiś czas temu łowiliśmy ze znajomym nieco niżej. Mimo dobrej pogody i czystej wody, stabilnego od kilku dni ciśnienia, nie mieliśmy brań. Niżej na zakręcie pewien wędkarz holował pstrąga za pstrągiem. Kiedy już mu się znudziło i zszedł z wody zagadaliśmy go, a on pokazał nam dwa prawie pół metrowe pstrągi. Zdradził nam również swoją tajemnicę – łowił na małego pomarańczowego woblera. Poszliśmy na zwolnione przez niego miejsce i również złowiliśmy po kilka pstrągów. Na samym zakręcie mamy dwa przelewy doskonale widoczne przy niskiej wodzie ale prawie wcale ich nie widać kiedy woda jest wyższa. Choć to miejsce jest całkiem niezłe to nie często idę na sam zakręt bo nieco niżej są równie dobre miejsca.

Dwa przelewy – zaraz przy przysposobionym na parking placu, schodzimy do wody i po przejściu krótkiej mielizny dochodzimy do pierwszego przelewu. Kilkadziesiąt metrów wyżej jest kolejny. Oba ułożone prawie równolegle do siebie, ustawione lekko po skosie w górę rzeki. Twarde skały sprawiają, że przelewy niezmiennie z roku na rok wyglądają tak samo. W połowie tego niżej jest spory głaz na którym wygodnie można sobie usiąść, pod warunkiem, że poziom wody jest niski. Przelewy są w wielu miejscach poprzerywane, a przed nimi i za nimi są  kolejne mniejsze i głębiej ułożone. Wszytko to, sprawia że woda górą płynie dość wartko, a przy dnie stoi. Czasem różnica poziomu dna wynosi 20 cm, a czasem nawet pół metra. Im dalej idziemy w wodę tym robi się coraz głębiej i ciekawiej. Jeżeli na wodzie zjawiam się odpowiednio wcześnie, zanim inni wędkarze przedeptają te płytsze miejsca to zawsze je obławiam i to z niezłymi efektami. Niestety pstrągi na płytkiej wodzie są dość płochliwe, a miejsce to jest dość ruchliwe więc szybko idąc po krawędzi przelewu udaję się dalej. Oczywiście co kawałek obławiając wodę rzucając a to z prądem, a to w poprzek ale i często pod prąd. Po obu przelewach można przedostać się na drugą stronę Sanu. Najlepiej dostać się tam kiedy woda jest brudzona przez Hoczewkę co niestety często wiąże się również z wyższym stanem, a wtedy przejście wymaga sporo wysiłku. Również zimą ryby wolą prawy brzeg gdzie jest głębiej.
Dobre miejsce, kiedy łowimy od prawego brzegu znajduje się pomiędzy przelewami, a jeżeli chcemy łowić poniżej dolnego to dobrze usytuować się  na nim.

Kawałek poniżej przelewów woda się uspokaja i na pozór wygląda nieciekawie.
Zarówno z jednego jak i z drugiej strony jest dość urozmaicone dno. Zaraz poniżej parkingu przy samym brzegu jest dość spokojna i głęboka woda. Niestety częściej tam łowiłem klenie niż pstrągi więc od jakiegoś czasu omijam to miejsce. Kiedyś w ciepły wiosenny dzień przy średniej wodzie przeszedłem przelewem na prawy brzeg, zszedłem nieco poniżej i obławiałem tę spokojną płań. Słońce mocno prześwietlało wodę i ryby nie chciały brać. Wszedłem na spory głaz, a dzięki okularom polaryzacyjnym dokładnie widziałem jak wygląda dno i co dzieje się w wodzie. Wtedy z przeciwnego brzegu do wody wszedł inny wędkarz. Z każdym jego krokiem widziałem jak spod jego nóg uciekają ryby – nie jestem pewien czy na pewno były to pstrągi, sądząc jednak po tym co najczęściej się tam łowi to pewnie tak. Pstrągów tych były setki od małych do wielkich i z każdym krokiem tego wędkarza kolejne. Więcej na Sanie czegoś takiego nie obserwowałem. Coś takiego widziałem również na roztoczańskiej rzece, gdzie pewnego razu podczołgałem się do brzegowej burty, a jak z za niej wyjrzałem to moim oczom ukazała się prawdziwa rzeka – mnóstwo, naprawdę mnóstwo ryb. Upatrzyłem sobie półmetrowgo pstrąga, który stał przy małej kępie trawy wysokiej na 30 cm i szerokiej na 20. Kiedy wyciągnąłem w górę rękę by wykonać rzut wędką nagle w wodzie zrobił się popłoch, a mój upatrzony kropek machnął ogonem podniósł muł z dna i wpłynął w tą kępkę trawy, i tyle go widziałem – jak półmetrowy pstrąg schował się w takiej małej trawce. Podobnie jest na Sanie, ryb jest tam sporo ale i wędkarzy również. Ryby są przepłoszone i kiedy ostro nie żerują to trzeba trochę się namęczyć by je złowić. O moich sposobach łowienia będzie w osobnym rozdziale. Wróćmy do miejsca na Sanie – kilkadziesiąt metrów poniżej przelewu. Jak pisałem wszedłem na głaz, a patrząc z niego wydawało mi się, że woda nie jest zbyt głęboka. Łowiąc poruszałem się w kierunku przeciwległego brzegu. Z każdym krokiem było to coraz trudniejsze bo i owszem przed sobą widziałem kolejne płytsze miejsce ale przede mną był głęboki dołek. Jeden, drugi trzeci udało mi się przejść, czasem nawet przeskoczyć, a kiedy myślałem, że jestem już w domu to niestety trafiłem na głęboką wodę, która zmusiła mnie do zawrócenia. Pewnie przez ten powrót, nie zbyt często tam łowię, wolę inne miejsca. Za to jeden z moich kolegów zazwyczaj wybiera właśnie tą miejscówkę i zawsze coś tam złowi.

Ostatnimi czasy coraz rzadziej łowi się na łączkach małe pstrągi, z tymi większymi raczej nie ma problemu przypuszczam, że sprawcą jest głowacica, którą od czasu do czasu ktoś wyciągnie. Ale kto by nie chciał mieć takiego przyłowu.

sobota, 23 lutego 2013

Górny pstrągowy San – przy parkingu

Niewiele rzek jest tak dobrze dostępnych dla wędkarzy jak San. Jadąc samochodem drogą wzdłuż rzeki można by trollingować, gdyby tylko drzewa nie przeszkadzały. A tu jeszcze parking dla wędkarzy. Ten parking znajdziecie jadąc od Leska w stronę Baligrodu, tuż przed miejscowością Hoczew. Z miejsca tego jest kilkadziesiąt metrów do opisywanej wcześniej Hoczewki i kilkanaście do świetnego łowiska – ja je nazywam: przy parkingu.

Zaraz poniżej parkingu jest zejście nad wodę, a jeszcze kilka metrów niżej zjazd dla samochodów – ostatnio tylko dla terenówek i traktorów. Schodzimy więc tym zjazdem i zaczynamy. Łowimy albo z brzegu posuwając się w górę, albo wchodzimy w tym miejscu do rzeki i również poruszamy się w górę. Jest to miejsce z dość spokojną i głęboką wodą. Świetna miejscówka zimowa – szkoda tylko, że coraz bardziej zamulona, a przez to i ryb mniej. Poniżej tego zjazdu nigdy nie złowiłem wymiarowego pstrąga. Owszem maluchów można nałapać sporo, a może i nawet jakieś większe sztuki tam się czają, ja ich nie widziałem. Stąd patrząc w dół rzeki widzimy kolejną miejscówkę: pierwszy zakręt na Łączkach – o tym miejscu napiszę w następnym rozdziale. Wróćmy do parkingu.  Jest to miejsce gdzie na początku mojej pstrągowej przygody bywałem bardzo często, a i teraz prawie zawsze je odwiedzam.
Schodzimy więc zjazdem w stronę wody i od razu przed nami jest kilka podwodnych głazów – przy niskiej stanie rzeki ich czubki widać nad wodą, a przy wyższym widać jak ją marszczą. Za tymi głazami zazwyczaj czają się jakieś kropki. Nigdy tam nie złowiłem dużego pstrąga ale takie około 30 cm często. Idąc brzegiem ciężko się przedrzeć przez krzaki. Bobry ulubiły sobie to miejsce i zwaliły kilka drzew. To wszystko zarosło i z wędką w wędkarskim rynsztunku trudno znaleźć dogodne miejsce do rzutu, a ryby lubią tu trzymać się blisko brzegu. Z każdym rokiem teren zarasta i coraz trudniej tam się poruszać.

Swego czasu jakiś miejscowy cumował tam swoją zieloną drewnianą łajbę. Raz nawet widziałem jak przeprawiał się nią przez San. Kilka lat temu łódka zbutwiała, a muł pochłonął ją w połowie. Na tak zatopionej łajbie dość wygodnie się stało, zwłaszcza, że od brzegu jest grząsko. Przez jeden sezon mogliśmy łowić pstrągi z łodzi, a przed każdym wyjazdem śmialiśmy się ze znajomymi, że trzeba zrobić rezerwację. I nie tylko dla tego, że wygodnie było na niej stanąć ale miejsce to okazało się bardzo rybne. Choć często tam łowiliśmy, to tamtego sezonu na przełomie lutego i marca przez kilka tygodni było to jedyne miejsce, w którym brały pstrągi. Pod dwóch godzinach łowienia na zmianę z jednego miejsca mieliśmy po kilka ładnych pstrągów i kilkanaście brań i spadów. Na kilku wyjazdach ja łowiłem ze środka rzeki, a kolega z łodzi i z jednego miejsca mieliśmy po kilka ryb. Śmialiśmy się z innych, że zaraz wam pokażemy jak się łowi i faktycznie wystarczyło kilka rzutów i pstrąg na zawołanie. Na kolejnych wyprawach, tam kierowaliśmy pierwsze kroki i zawsze były wyniki. Takie łownie szybko się nudzi więc po godzinie, dwóch ruszaliśmy testować inne miejsca. Pamiętam napotkanego wędkarza, który zagadał do nas, że pogoda do niczego i ryby nie biorą – jak to nie biorą, my już mieliśmy po kilkanaście brań. Ale faktycznie, przez kilka wyjazdów tylko z łódki mieliśmy efekty, inne miejsca były jałowe jak pustynia. Kolejnego sezonu muł pochłoną prawie całą łódkę, część desek odpadło, a pstrągi zniknęły tzn. nadal brania były ale już nie tak obfite.

Dużo wcześniej bo w 2004 roku miejsce przy parkingu obdarowało mnie rekordowym pstrągiem. Był to czerwiec, piękny słoneczny poranek. Miałem wybrać się ze znajomym na sandacze, gdzieś na zbiornik soliński. Okazało się jednak, że mój towarzysz nie może jechać bo coś mu wypadło. Napalony na wyjazd zmieniłem plany i udałem się na San właśnie na tą miejscówkę. Wpadająca powyżej Hoczewka, niosła brudną wodę. Rzeka do połowy była jak kawa, a dalej czysta jak kryształ. Zjawisko dość częste na Sanie i obserwowane od ujścia Hoczewki do mostu w Huzelach, a czasem nawet niżej do skały. Wszedłem na środek rzeki i łowiłem zarzucając w stronę brudnej wody. Założyłem na agrafkę Invader-a 4 cm w kolorze naturalnym srebrnym, kilka rzutów, ba kilkanaście albo kilkadziesiąt i nic. Widziałem wprawdzie jak na granicy brudnej wody do mojego woblerka wychodzą pstrągi. Postanawiam zmienić kolor – dalej pozostając wierny modelowi Invader – założyłem jaskrawo-zielonego (FT). Kilka rzutów w brudną wodę i jest! Coś siedzi!. Jakieś kilkanaście metrów ode mnie coś zawirowało. Moim oczom ukazał się grzbiet wielkiego pstrąga. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Próbuję go wyholować na moim dość delikatnym zestawie ale ryba ani o centymetr nie drgnie. Pstrąg zanurkował i sobie odpoczywał za kamieniem. Roztrzęsiony z emocji powoli zwijałem żyłkę i krok za krokiem zbliżałem się do niewielkiego głazu. Za niego widać było łeb z zapiętym w nożyczki woblerem. Druga kotwica zapięła się o porastające kamień rośliny. Pomyślałem, no to już po rybie. Postanowiłem delikatnie podebrać ją od ogona. Zachowując się bardzo cicho, a wszelkie ruchy wykonując jak na filmie w zwolnionym tempie udało mi się wprowadzić ją do podbieraka. Był to mój największy pstrąg z Sanu. Pod dokładnym zmierzeniu wyszło, że miał 56 cm. Tego dnia już więcej nie wędkowałem, a wrażeń i emocji wystarczyło mi na dwa tygodnie.

Przez lata miejsce przy parkingu było moim ulubionym. Często przy zjeździe przechodziłem na drugą stronę rzeki, szedłem w górę do ujścia Hoczewki i schodząc obławiałem wodę. Właściwie na całym odcinku co kawałek są jakieś dołki, rynny i głazy. Idealne pstrągowe kryjówki. Zimą i wczesną wiosną szukałem ich w głębszych miejscach, a kiedy śniegi zeszły i słońce już mocno grzało wodę to na bystrzynach. Czasem można się było pomylić bo w lutym ryby żerowały na płytkiej bystrej wodzie, a latem na spokojnej głębokiej. Jedno było niezmienne, zazwyczaj łowiłem brodząc środkiem rzeki i kiedy rzucałem na lewy brzeg to łapałem większe sztuki, a rzucając na prawy przynętę atakowały oseski, a pod samym brzegiem, w niektóre dni, co rzut to branie. W to miejsce prowadziłem młodych wędkarzy. Dużej ryby nigdy tam nie złowili ale za to mogli wprawić się w zacinaniu i holowaniu, a jak już się wprawili na pstrągowym przedszkolu to łatwiej im było z większymi sztukami.

Na jedną rzecz na Sanie trzeba uważać czasem elektrownia zaczyna działać na dwie turbiny, a wtedy zrzut wody jest taki, że w ciągu 15 minut poziom podnosi się o 20 cm, a uciąg przy tym bardzo silny. Widziałem już kilku wędkarzy, którzy przeszli na drugą stronę i nie zdążyli w porę wrócić. By dostać się na parking musieli brzegiem schodzić nawet kilkaset metrów szukając płytszej wody. Sam zresztą padłem ofiarą turbiny ale o tym sporo dalej.



czwartek, 21 lutego 2013

Górny pstrągowy San - początek sezonu i pierwsza miejscówka

Dla mnie początek sezonu to luty i zazwyczaj z pierwszym dniem tego miesiąca staram się być nad wodą. Nie zawsze 1 lutego bo jeżeli ten dzień wypada w sobotę lub niedzielę to wyprawę odkładam na poniedziałek. Na Sanie panuje ogromna presja i w takie wolne dni woda wygląda jakby wylądowało na niej stado kormoranów. Wystarczy stanąć na moście w Lesku i spojrzeć w górę rzeki, co kawałek korbiarz – tak nazywają spinningistów muszkarze, i oczywiście ci drudzy pieszczotliwie nazywani przez tych pierwszych – muchołapy również są.

Pisząc o łowieniu ciężko jest pominąć pogodę. Choć osobiście uważam, że do łowienia nie ma złej pogody to jednak nie sposób bez jej sprawdzenia organizować wypad na pstrąga. Bo kto o zdrowych zmysłach będzie wybierał się na ryby przy 20 stopniowym mrozie. Nie dość, że zimno to jeszcze rybom wyciągniętym z wody momentalnie zamarzają skrzela, co niestety kończy się ich śmiercią.
Moja ulubiona pogoda to umiarkowany wyż – nie jestem meteorologiem i może takiego czegoś nie ma ale dla mnie taka pogoda to: bardzo zimna noc i poranek, słoneczne i ciepłe południe. W nocy czasem jest -20 ale w południe do słońca kilka stopni na plusie. Oczywiście inne ciepłe dni też są fajne tylko, że może wiązać się to z topnieniem śniegu i pośniegową zimną wodą.
San nie jest typową rzeką, na jego drodze są dwie zapory ta w Solinie i ta w Myczkowcach. Solina to ogromny zbiornik wody i dzięki temu woda w Sanie latem jest zimna, a zimą ciepła. Jeżeli ktoś ma chęć łowić latem na górnym Sanie w kąpielówkach i trampkach to odradzam. Zimą wiec zazwyczaj woda jest dość ciepła – oczywiście jak na zimę. Rzeka w górze prawie nigdy nie zamarza. W bardzo zimne dni widać jak przy dnie zbiera się galareta. Woda próbuje zamarznąć od spodu ale silny nurt nie pozwala. Łowić wtedy się nie da ale widok ciekawy.

Jak już uda się trafić na pogodę i wybiorę się na wodę to łowienie zazwyczaj rozpoczynam u ujścia Hoczewki. Rzeczka ta ma ogromne znaczenie przy wybieraniu miejsca ale o tym dalej bo znów zamiast o łowieniu będę pisał o pogodzie. Ujście Hoczewki to koniec odcinka specjalnego i tu już można spinningować. Na dodatek jest to jedno z lepszych miejsc, bo do Sanu wpada inna rzeka i powyżej już prawie nikt nie łowi. Na odcinku specjalnym są inne ciekawsze miejsca. Jak łowię to pewnie ze dwa razy widziałem wędkarzy tuż powyżej tego ujścia i to chyba takich nieświadomych, że już jest odcinek specjalny.

Rzeka każdy wie zmienia się co roku, górska może nie tak szybko jak nizinna, gdzie kosy i przykosy kroczą w dół z każdą sekundą. Niemniej i tu zmiany zachodzą. Piękna rynna namierzona rok wcześniej może już nie być tak piękna.
Każdy jednak chyba wie, że  jak łączą się dwie rzeki to coś na dnie musi się dziać. I tak właśnie jest z tym odcinkiem. A jeszcze jedną ważną rzecz muszę napisać na początku. W odróżnieniu od innych, znanych mi rzek, na Sanie w jednej szerokości może być kilka ciekawych rynien i świetnych miejscówek. Ale tego nie da się opisać trzeba je "przedeptać". Zaczynamy więc od Hoczewki – jest to bardzo oblegane miejsce ale i rybne często gdzie indziej nie ma brań, a tu są. Z pewnością każdy kto tam się zjawi będzie z daleka widział gdzie najlepiej łowić, bo najlepiej tam gdzie wszyscy łowią.
W tym roku (2013) 1 luty wypadł w piątek, pogoda nawet dopisała. Wprawdzie nie była to moja ulubiona wyżówka ale było powyżej 0 i nie na tyle ciepło by śniegi puściły. Niestety mój budzik zawiódł i na wodę dotarliśmy dość późno. Hoczewka – tak będę nazywał ten odcinek była już zajęta. Wybraliśmy się – piszę w liczbie mnogiej bo na ryby prawie zawsze wybieramy się w kilka osób bo nad rzekę mamy ponad 60 km, ot względy ekonomiczne. Wybraliśmy się wiec w kilka innych miejsc, o nich też napiszę ale nie teraz. Nigdzie jednak nie mieliśmy kontaktu z rybą i po kilku godzinach, postanowiliśmy jeszcze raz zajrzeć na ujście. Na wodzie było już tylko trzech wędkarzy i na dodatek łowiących bardzo blisko siebie więc i dla nas zostało trochę miejsca. Po kilku rzutach miałem na kiju wymiarowego pstrąga. Obserwowałem łowiących kilkanaście metrów poniżej. W ciągu godziny złowili po kilka pstrągów. Jeden łowił na woblera, drugi na gumkę. Swojego pstrąga złowiłem na woblera Stick 4,5 w kolorze NB firmy Dorado. Zmieniłem przynętę na małą białą gumę i miałem jeszcze branie, niestety ryba spadła po chwili z haka. Więcej nic, tego dnia nic nie złowiłem. Zagadnięci wędkarze opowiedzieli jak to ryby w południe słabo brały, bo do południa łowili o wiele lepiej – tak słabo pomyślałem, a przy mnie w ciągu godziny mieli po kilka.

Przypomniałem sobie jeden z wyjazdów sprzed roku. Oczywiście jak zazwyczaj zaczęliśmy od Hoczewki. Byliśmy wtedy we czterech, tym mój syn. Rozstawiliśmy się co kilkanaście metrów tak by nie przeszkadzać sobie wzajemnie. A ja z synem mniej wygodnie razem. Nikt nic nie łowił i oczywiście jak w takich przypadkach bywa zaczyna się przerzucanie pudełek z woblerami – kilka rzutów daną przynętą i kolejna, znów kilka kilkanaście rzutów i następny wobler i tak aż nie trafi się na tą odpowiadającą rybom. Często na Sanie jest tak, że jakiś kolor, jakiś sposób prowadzenie przynęty rybom odpowiada. Raz będzie to pomarańczowy innym razem imitacja pstrąga, czasem biały ale najczęściej brązowy. Moje ulubione pstrągowe przynęty to Dorado Stick 4,5 w kolorze NB, Classic 4, Invader 4. Pewnie dlatego, że ich producentem jest mój przyjaciel Darek Małysz.  Czasem łowię też na Siek-M nazw jednak nie pamiętam, idę do sklepu i pokazuję o ten będzie dobry. Kiedy już przerzuciłem wszystkie pudełka z woblerami, a mam jeszcze kilka modeli własnej roboty to wziąłem się za małe pudełeczko z gumami. Nie za bardzo lubię łowić pstrągi na gumy bo takie to nudne o rzucasz i czekasz aż guma spłynie, a często nawet nie spłynie bo złapie zaczep i po gumie. Niestety pstrągi o tym nie wiedzą i czasem jak tego dnia świetnie na nie biorą. Tak właśnie było założyłem białą gumę i w 6 rzutach miałem 4 brania i jednego ładnego czterdziestaka. Tajemnica jednak tkwiła nie tylko w samej gumie ale również w jej prowadzeniu. Przynęta musiała toczyć się po dnie. Jak rzuciłem zbyt z prądem to nie zdążyła opaść do dna, jak zbyt w górę to lądowała w zaczepie i po gumie. Tak też straciłem jedną gumę, założyłem następną, a właściwie ostatnią i znów udało się dobrze rzucić i branie. Wyciągnąłem następnego pstrąga i oddałem wędkę wraz z przynętą synowi, który do tej pory, podobnie jak inni nie miał brania. Wykonał kilkanaście rzutów i nic, oddał mi wędkę, a ja znów rzut i branie. Dałem ją ponownie synowi, który po kilku rzutach bez brań w końcu trafił na zaczep i tak urwał naszą ostatnią białą gumę. Tego dnia już więcej w tym miejscu nic nie złowiliśmy. Wprawdzie potem każdy miał pstrąga na kiju, nawet mój syn ale już na innej miejscówce.

Hoczewka to świetne miejsce, niestety często zajęte ale jeżeli nawet z rana przewinie się tam kilka osób to zawsze warto wrócić tam w południe. Na granicy rzek biorą większe pstrągi, a poniżej na płytszej wodzie maluchy. Miejsce to ma jeszcze jedną zaletę. Bywa tak, że dopływem idzie brudna woda, a korytem Sanu czysta. Na granicy stoją pstrągi i nieźle biorą. Z tą różnicą, że przy czystej wodzie można łowić od strony drogi, a przy brudzącej Hoczewce najlepiej przedostać się na drugą stronę rynny i łowić ściągając z brudnej wody na czystą. Jedyny problem to przedostać się na drugą stronę bo jak woda podniesiona to nie jest to takie łatwe. Miejsce to sprawdza się cały sezon ale ja wybieram je głównie początkiem sezonu bo niestety zazwyczaj jest tam ciasno.
Jadąc samochodem zaparkować można kilkadziesiąt metrów poniżej na parkingu i tam jest też kolejna miejscówka.
   






środa, 20 lutego 2013

Górny pstrągowy San - wstęp

Jest to mój pierwszy wpis i blog więc moje doświadczenie w tej kwestii jest małe. No ale nie o moim doświadczeniu w pisaniu ma być, a o doświadczeniu w łowieniu pstrągów na górnym Sanie. Określenie tego odcinka jako górny jest może nieco mylne bo rzeka bierze swój początek na Ukrainie. Ten wędkarski górny San dla mnie zaczyna się poniżej zapory w Myczkowcach, a właściwie jeszcze niżej, bowiem odcinek specjalny Zwierzyń – Hoczewka jest "no kill" i tylko dla muszkarzy. Nie żebym miał coś przeciwko zasadzie "złów i wypuść" ale niestety na muchę łowię sporadycznie, a na dodatek opłaty na tym łowisku są dość spore. Skupię się więc na rzece od ujścia Hoczewki, a dokąd jeszcze nie wiem - okaże się jaki będę miał zapał w pisaniu. Chciałbym przekazać Wam moi drodzy czytelnicy – o wyszło mi jak księdzu na kazaniu (oni często dodają słowa drodzy, kochani...) – chciałbym przekazać Wam wszystko co wiem o łowieniu pstrągów na górnym Sanie. Od moich ulubionych miejscówek, przez sprzęt i przynęty, pory dnia i roku no i kilka przepisów na pysznego pstrąga. Tak ja nie jestem zagorzałym zwolennikiem złów i wypuść. Lubię ryby i czasem je zjadam.

Łowienie pstrągów zaczynam 1 lutego, a kończę wraz z ostatnim dniem sierpnia bo tak stanowią przepisy. Wymiar ochronny na Sanie to 30 cm. Tak jest w 2013 roku, wcześniej bywało różnie i z wymiarem, i okresem. Mam nadzieję, że niebawem wymiar ochronny pstrąga potokowego na Sanie będzie kilka cm większy. Jak wspomniałem pstrągi łowię cały sezon. Pewnie nie jeden mi tu teraz pozazdrościł – o cały czas na rybach – nie ma tak kolorowo. Jak pogoda pozwoli to 1 lutego jestem na wodzie. Niestety często w lutym są spore mrozy i choć rybom to nie przeszkadza to mi jak najbardziej. Zdarzało mi się łowić przy 20 stopniowym mrozie, zazwyczaj za sprawą naszych pogodynek, które to zapowiadały słoneczny dzień, a okazywało się, że słońce było ale w Portugalii. Jako, że wędkowanie nie jest dla mnie karą to w takie zimne dni łowienie kończyło się po godzinie i wraz z towarzyszami lądowaliśmy na kawie w cukierni uSzelca w Lesku, potem znów chwila łowienia i do domu. Na szczęście mój San prawie nigdy nie zamarza i nawet przy zimowej wyżówce gdzie w nocy jest 20 st. mrozu, w dzień do słońca 10 na plusie, a w cieniu poniżej 0 można spokojnie wybrać się na połów bo te dwie południowe godziny mogą dostarczyć nam wiele emocji – chyba przesadziłem lutowy pstrąg to nie ta sama ryba co w kwietniu, No ale coś tam na kiju można poczuć. Bywały więc lata gdzie w lutym byłem 3 lub 4 razy na wodzie, a były i takie, że dopiero w kwietniu dało się wędkować. Pewnie niektórzy zauważyli, że pominąłem marzec, a tak – jest to najgorszy miesiąc. Wiosenne roztopy, duża pośniegowa lub błotna woda, dwie turbiny..., to wszystko sprawia, że w marcu nie da się łowić lub pstrągi zamiast jeść starają się uchronić przed nurtem. O tym jak łowię w ekstremalnych warunkach jeszcze napiszę. Na początek skupię się jednak na zimowym łowieniu. Niestety na dziś nie mam więcej czasu więc kończę ale zapraszam niebawem.