wtorek, 2 kwietnia 2013

Górny pstrągowy San - Pod Skałą

Znam trzy miejsca na Sanie, gdzie wielka skała zmieniła bieg rzeki. Dwa znajdują się na Solinie – słynna Wyspa Skalista, potem wyspa okresowa, która ujawnia się przy niskim stanie wody. No i skała koło oczyszczalni w Lesku. Pewnie takich miejsc jest więcej ale te trzy są dla mnie atrakcyjne wędkarsko ale tu napiszę tylko o tej z pstrągami.

Do skały można dojechać zarówno z lewej jaki prawej strony. Jest to o tyle istotne, że przy wyższej wodzie przeprawienie się przez rzekę jest niemożliwe.
Łowić więc trzeba przy tym brzegu do którego dojechaliśmy. I choć oba brzegi są bardzo atrakcyjne to w niektórych przypadkach będziemy chcieli być po drugiej stronie. Na szczęście przy niskiej, a nawet średniej wodzie nie ma problemu z przejściem na drugą stronę choć nie w każdym miejscu.

Do prawego brzegu dostaniemy się jadąc do oczyszczalni ścieków. Z głównej przelotowej ulicy J. Piłsudskiego musimy dostać się na al. Jana Pawła II, a potem na ulicę Sanową. Tutaj w zależności od pogody możemy kierować się w prawo i na końcu gruntową drogą dojedziemy prawie do rzeki – oczywiści jak nie ma błota, bo inaczej można się skutecznie w nim pogrążyć albo jak drogi nie zalega śnieg. Można również zajechać prawie pod samą oczyszczalnię i zostawić samochód na skraju drogi. W zimie polecam wziąć ze sobą łopatę do śniegu bo choć droga odśnieżona to niestety tylko na szerokość jednego samochodu, a mając łopatę można sobie zrobić parking. Za to z drugiej strony rzeki, kiedy zalega śnieg nawet nie zbliżymy się do koryta. Teraz wystarczy obejść oczyszczalnię i jesteśmy nad wodą.

Na lewy brzeg dotrzemy, jadąc z Leska w stronę Łączek i tuż za mostem skręcamy w prawo, potem po około pięciuset metrach skręcamy w prawo z niewielkiego wzniesienia. Potem już za drogą i kiedy dojedziemy do starego domu z drewnianym płotem skręcamy za nim w prawo – tu chyba lepiej będzie jak odeślę was do mapki bo okolica ta się zmienia z roku na rok, a ostatni odcinek trzeba przejechać polnymi bezdrożami – jak już dojedziemy do końca drogi to do rzeki trzeba jeszcze kawałeczek dojść. Najlepiej w górę do samego zakrętu.

Uff dotarliśmy do wody. Jak pisałem w poprzednim rozdziale odcinek od mostu do Skały nie jest dla mnie zbyt ciekawy. Sam zakręt to płytka woda - fajne miejsce do przeprawienia się. Nawet przy wysokiej wodzie nie będzie tu głębiej jak ciut powyżej kolana, ale ciągnie tu wtedy tak, że podcina nogi. Kilka razy przy podniesionej wodzie próbowałem przejść tędy na drugą stronę – nie udało się, a przy niskiej również trzeba się trochę napocić. W wodzie jest kilka głazów, a za nimi dołki. Najgłębsze z wodą do kolan. W miejscu tym nie łowi się ryb ich tu nie ma no może jakieś mikrusy, bo jak na wodzie po kostki cokolwiek może pływać. Tak myślałem przez wiele lat ale mimo to zawsze lubiłem przeciągnąć jakimś płytko chodzącym woblerkiem. Jednego letniego ranka zmieniłem zdanie. Zajechałem na lewy brzeg i chciałem łowić poniżej przelewu. Miejsce to jednak obstawił muszkrz z nimfą. Przerzucał moją ulubioną rynnę, a ja stałem na brzegu powyżej na samym zakręcie i czekałem, aż tamtemu się znudzi i zejdzie niżej zostawiając mi moją miejscówkę. Sprawa się przeciągała więc od niechcenia, dalej stojąc na brzegu, zacząłem obławiać tą płytką z nielicznymi dołkami płań. Woda wtedy była niska i wszystkie większe głazy było doskonale widać, a właściwie to widać było z którymi jest dołek i woda zwalnia. Jakieś trzy metry ode mnie był jeden z większych głazów, a woda z nim bardzo wyraźnie zwalniała. Wykonałem kilka rzutów w to miejsce, ot tak od niechcenia i nagle poczułem mocne walnięcie. Pstrąg zrobił świecę do góry pokazał jaki jest ładny i się spiął. Mina mi rzedła bo ona miał około pół metra i był pięknie wybarwiony. Nie dało mi i wszedłem do wody by sprawdzić ten dołek. Wody było tam zaledwie do kolan, a taka piękna ryba tam siedziała na dodatek chcąc przepłynąć w inne miejsce musiała szorować brzuchem po kamieniach bo wody po bokach było ledwo do kostek. Nigdy więcej na tej płyciźnie nie miałem nawet wymiarowej ryby, czasem jakieś maluchy.

Przez jeden epizod nie będę pisał, że ta płycizna to eldorado. Za to kilkanaście metrów niżej kiedy woda przejdzie przez przelew mamy chyba najlepsze miejsce na tym odcinku. Przy lewym brzegu mamy sporą rynnę, w której czasem zamiast ładnego kropka siedzi jakieś klenisko. Strasznie nie lubię jak na Sanie zamiast pstrągów, które są celem moich wypraw, biorą klenie. Na innych rzekach jakoś to mi nie przeszkadza, a tu, na Sanie mnie denerwuje. Jednak ta rynna stanowi wyjątek, bo jak w niej siedzi jakiś kleń to przynajmniej ma około pół metra i jest równie waleczny jak pstrąg. Nie raz też widziałem jak muszkarze z tej rynny ciągnęli lipienia za lipieniem. Nie znaczy to, że częściej niż pstrągi łowi się tu inne ryby – te inne trafiają się dość rzadko. Żeby nie było tak kolorowo nie wiem dlaczego ale w tym miejscu te większe pstrągi brały tylko o świcie, a najlepiej tuż przed nim. Niestety ostatnio uchwalone przepisy zezwalają łowić na sanie od wschodu słońca, a te niestety wstaje jak już jest widno. Jest i druga niezbędna rzecz – musi być ciepło. Zazwyczaj zaczynam tu zaglądać dopiero kiedy wiosenne słońce dobrze przygrzeje, a ryby wybierają odcinki z dobrze natlenioną wodą.

Pewnego słonecznego, ciepłego poranka to miejsce zmieniło moje podejście do łowienia pstrągów. Moje metody ich łowienia dokładnie opiszę w innym rozdziale, tu jednak napomknę o łowieniu z prądem. Wielokrotnie tak łowiłem jednak zazwyczaj na spokojniejszej wodzie. Tutaj nurt jest dość wartki więc zaraz po zarzuceniu trzeba bardzo szybko ściągać woblera. Tego dnia na lewym brzegu zastałem już dwóch wędkarzy, przeprawiłem się więc przez rzekę i próbowałem obławiać jej środek stojąc nieco powyżej przelewu. Kamienie jednak były porośnięte dość mocno glonami, które wtedy były wyjątkowo śliskie, a to z licznymi dołkami było dość  niewygodne – nawet niebezpieczne. Zszedłem wodą poniżej przelewu ale znów ciężko było mi dobrze poprowadzić woblera. Zszedłem jeszcze niżej i bardziej na środek koryta. Zarzucałem woblera pod prąd i ściągałem go bardzo szybko. Okazało się to strzałem w dziesiątkę ryby brały nawet po kilka razy przy jednym przeprowadzeniu. Niestety szybkie prowadzenie powodowało, iż sporo ryb nie trafiało dokładnie, na dodatek jak już jakaś pewnie trzymała woblera w pysku to ciężko było skutecznie zaciąć, a nawet jak już udało się zaciąć to znów ciężko było napiąć dobrze żyłkę by ryby nie spadały. Na szczęście ilość brań rekompensowała wszystkie niepowodzenia. No i te kilka, może nawet kilkanaście złowionych i doholowanych ryb wystarczyło aby zaspokoić soją rządzę łowienia.

Najbardziej lubię łowić tu od lewego brzegu. Obławiam sam przelew, rynnę poniżej niego, a potem schodzę coraz niżej na spokojniejszą wodę. Jednak kiedy woda jest podniesiona, wybieram drugą stronę. Przy prawym brzegu jest nieco spokojniej, a kiedy wysoka woda wypłukuje przybrzeżne burty to i pstrągów tam zdecydowanie więcej. Bez problemu można łowić też z samego brzegu bez wchodzenia do wody. Kiedy znajdziemy się kilkadziesiąt metrów poniżej przelewu rzeka na całej szerokości zwalnia i robi się głębsza. Zarówno na środku jaki i przy prawym czy lewym brzegu znajdziemy głębsze dołki. Mimo, że wygląda nieciekawie to proponuję kilka razy przeprawić się na drugą stronę by zobaczyć jak urozmaicone jest dno. Uwaga przeprawa ta czasem może skończyć się kąpielom, a czasem będzie się wydawać, że już jesteśmy na drugiej stronie bo do brzegu mamy tylko kilka metrów, a tu przed nami jakiś głęboki dołek. Już nie raz przeskakiwałem z kamienia na kamień, nie raz chodziłem tam na palcach mając wodę do krawędzi spodniobutów. Na szczęście woda tam nie porywa i nie zaliczyłem kąpieli. Do kolejnego zakrętu mamy ponad kilometr podobnej wody. Ja nigdy aż tak daleko nie wędrowałem, a zazwyczaj od przelewu do pięciuset metrów poniżej niego.

Sam na tym odcinku rekordowej ryby nie złapałem, zazwyczaj takie do czterdziestu centymetrów, za to dwa razy widziałem jak inni złowili tam duże pstrągi. Raz na wiosnę – chyba – ojciec z synem, obławiali rzekę od prawego brzegu, a ja po przeciwnej stornie. Ryby specjalnie nie brały. Przy samym przelewie nie miałem brań, schodziłem więc w dół. Nagle ten młodszy wędkarz wyglądający na syna coś zapiął, po kilku, a może nawet kilkunastu minutach jego ojciec podebrał mu pstrąga. Była to naprawdę duża ponad półmetrowa ryba. Schowali ją do plecaka i zeszli z wody. Trochę mnie to zastanowiło i wprowadziło wątpliwość – czemu tak szybko się zmyli znad wody – może to była głowatka? Tego nie wiem wolę wierzyć, że był to ładny pstrąg, a nie mała głowacica. Kolejnego roku już pod koniec sezony wraz z kolegą znaleźliśmy się tam. Pamiętam, że ryby brały wtedy słabo i to tylko kiedy prowadziło się woblera szybko z prądem. Miałem już kilka maluchów i kilka około wymiaru ochronnego. Kolega stał kilkadziesiąt metrów poniżej mnie i łowił troszkę gorzej. Do czasu aż skusił właśnie takiego grubego ponad półmetrowego pstrąga. Niestety miał za mały podbierak, a na dodatek podebrał rybę od ogona, która nie mieszcząc się w nim wypadła i wypięła się. Może do dziś jeszcze tam pływa.

Jak już wcześniej napisałem zazwyczaj łowię od przelewu pod Skałą do mniej więcej połowy tej prostej. Poza samym przelewem na zakręcie woda na pozostałym odcinku jest bardzo podobna. Trochę tu zwalonych przez bobry drzew, sporo głębszych dołków. Warto te wszystkie miejsca obłowić albo wybrać się na kolejną miejscówkę – Postołów Zakręt i Pod Drutami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz